Mieszkamy w kraju, w którym pogoda nas nie rozpieszcza. Gdyby spojrzeć na cały rok i przeanalizować ile właściwie mamy dni idealnych na to żeby faktycznie coś z koniem porobić, to może wyjdzie nam z nich tydzień. Oznacza to, że albo będziemy siedzieć i czekać na cud, albo nauczymy się dostosowywać naszą pracę do warunków.
Prawda jest też taka, że pogoda nie jest jedynym czynnikiem warunkującym to czy praca z koniem ma danego dnia sens. Jako właściciele powinniśmy nauczyć się myśleć kompleksowo i umieć ocenić kiedy odpuścić, a kiedy warto jest jednak coś zrobić, przy czym jeśli już się na to decydujemy to musimy wiedzieć co i na ile. Często dostaję pytanie jak tę tajemną wiedzę posiąść. Przede wszystkim musimy nauczyć się czytać swojego konia, poznać etologię gatunku. Ciężko jest zbudować wspólny język gdy nie wiemy jakich ,,słów” użyć, a co za tym idzie jak zbudować nasz system motywacji. Kolejnym ważnym składnikiem jest czas. Jeśli nie spędzamy z naszym koniem czasu, takiego zupełnie niezobowiązującego to choćbyśmy byli fantastycznymi etologami to wciąż zabraknie nam wiedzy dotyczącej stricte naszego konia – każdy jest inny i każdego trzeba się uczyć z osobna. Jako trenerzy naszych czworonogów mamy również obowiązek rozwoju. Najgorsze co możemy zrobić to utknąć w starych schematach treningowych, zamknąć się na wszystko co nowe i uparcie twierdzić, że to nie dla mnie, że ja nie potrafię i ja nie umiem. Żaden z trenerów światowej sławy nie urodził się z wiedzą, którą dzisiaj sprzedaje. Nauka wymaga pracy, ale jeśli chcemy żeby nasz koń był z nami szczęśliwy to powinniśmy podjąć ten trud również dla nas samych.
Kiedy zadbamy już o ten nasz wyżej wspomniany fundament i dołączymy do grona właścicieli świadomych należy nauczyć się jeszcze jednej rzeczy – kategoryzowania wymagań i ćwiczeń z nimi związanych. Oznacza to, że planując wizytę w stajni ze świadomością, że danego dnia będzie padać to musimy zadać sobie pytanie gdzie potencjalnie moglibyśmy pobawić się z naszym koniem i – co rekomenduję – stworzyć sobie mapę myśli. Najlepiej wziąć sobie czystą kartkę, napisać na środku nazwę naszego miejsca i wypisać co byłoby tam możliwe do wykonania mając na względzie nasz stały repertuar ćwiczeniowy. Biorąc pod uwagę, że zwykle większość z nas ma do dyspozycji niewielką przestrzeń – boks, skrawek terenu pod daszkiem – to najlepszą opcją będzie wzięcie na warsztat wszystkich aspektów życia codziennego traktując każdą sytuację jaką dzielimy z koniem jako sytuacje treningową. Warto dodać do tego drobny aspekt pracy na wolności, np. czyszczenie bez wiązania. Z pomocą w deszcz przychodzą również wszelkie zabawki edukacyjne – mata węchowa, sensoryczna, kong z warzywkami i meszem. Doskonałym pomysłem jest również wzięcie na warsztat kilku prostych sztuczek takich jak podnoszenie przedmiotów, buzi, uśmiechy, chód hiszpański. Wszystko można spokojnie zacząć w suchym miejscu na małej powierzchni.
Jedyne co nas ogranicza to nasze przekonanie, że kiedy pogoda robi się nieprzyjemna, a ujeżdżalnia zaczyna przypominać jezioro to od razu nie da się nic zrobić. Rozwiązań jest mnóstwo, wszystko jest kwestią tylko i wyłącznie naszej kreatywności i podejścia do tematu.
aut. Gabriela Adamczewska